Najsławniejszy człowiek stosujący suktecznie zasadę Ahimsy to oczywiście Mahatma Gandhi, działacz społeczny i ojciec państwowości Indii. Dawno temu oglądałem film o nim i naszła mnie refleksja, że każda podróż zaczyna się od małych kroków (czasem nawet niekoniecznie przyjemnych) i nie wiemy gdzie nas właściwie zaprowadzą czasem nasze dezycje. Jest w filmie scena, w której odmawia się mu Gandhiemu prawa do siedzenia w przedziale pierwszej klasy, mimo iż posiada właściwy bilet. To przykre doświadczenie segregacji rasowej sprawia, że Mahatma (jeszcze wtedy tak nie tytułowany) zaczyna kroczyć drogą, która doprowadzi w końcu do wyzwolenia Indii spod wpływów brytyjskich i zainspiruje innych do pokojowego rozwiązywania konfliktów.
Bardzo się zdziwiłem po filmie, gdy odkryłem, że w postać Gandhiego wcielił się Sir Ben Kingsley (mimo, że ma korzenie hinduskie, jest brytyjczykiem – historia zatoczyła koło), który zresztą zrobił to doskonale. Film został nakręcony w 1982 roku, a jako że żadne ze studiów nie chciało finansować produkcji reżyser musiał znaleźć inne źródła, głownie prywate. Pomimo tych początkowych trudności film zdobył 8 oskarów.
Pod notką dodałem link do fragmentu filmu.
Owszem – film genialny, choć pokazujący tylko fragment z życia tego niezwykłego człowieka. Lektura jest autobiografii (dostępnej w Polsce) daje lepsze wyobrażenie o jego roli w odzyskiwaniu niepodległości przez Hindusów i w konfliktach religijnych/narodowościowych subkontynentu…
Obejrzałem wczoraj.
Film długi, ale nie dłużył mi się. Historia życia Gandhiego opowiedziana ciekawie, choć, co zrozumiałe uproszczona i skrócona.
Moim zdaniem warto obejrzeć choćby dla samej choreografii ;)
Gandhi jest trochę pokazany jak męczennik. Będę musiał skonfrontować jego obraz filmowy z orazem biograficznym. :)